Zieleń miejska: (nie)ludzie, urządzenia, relacje

Laboratorium etnograficzne: Zieleń miejska: (nie)ludzie, urządzenia, relacje
Czas trwania: lato 2018/19 – zima 2020/21
Prowadzca: dr hab. Anna Horolets
Uczestnicy: Kamil Dąbrowski, Juliusz Galiński
 

Rozpoczynając laboratorium dwa lata temu, piątka uczestników i uczestniczek wraz prowadzącą wychodzili z założenia, że zieleń miejska jest częścią złożonych procesów społeczno-kulturowych, gospodarczych, politycznych i ekologicznych. Kształtuje się i nabiera znaczeń poprzez relacje między ludźmi i aktorami więcej-niż-ludzkimi, jednostkami i instytucjami. Celem laboratorium było stworzenie etnograficznych opisów i interpretacji wybranych procesów zachodzących wokół zieleni warszawskiej.
Ale jak wybrać w gąszczu wydarzeń i procesów? Zaczęliśmy od wspólnych wypraw nad rzekę, do ogródków społecznościowych, na wystawy z zielenią w roli głównej, na spacery edukacyjne. Obserwowaliśmy, działaliśmy, notowaliśmy, rozmawialiśmy z ludźmi, tworzyliśmy mapy mentalne. Zapraszaliśmy gości – ekspertów, badaczy i aktywistów (m.in. Krzysztof Herman, Maria Dębińska, Przemysław Pasek, Renata Putkowska-Smoter, Tomasz Niewczas, Iwa Kołodziejska). Za przełomowy moment laboratorium można uznać obserwowanie wycinki drzew na Żoliborzu w październiku 2019 roku - wtedy zaczęliśmy myśleć i działać jako kolektyw. Wkrótce po tym uczestnikom wykrystalizowały się pomysły na ich własne badania: działania mieszkańców na rzecz Owocowych Sadów Żoliborskich (Kamil Dąbrowski) oraz praktyki i narracje współczesnego pszczelarstwa (Juliusz Galiński).
Oba projekty mają wspólny punkt wyjścia: zainteresowanie etnografią międzygatunkową -relacje z drzewami i z pszczołami tworzyły pierwsze ognisko uwagi. Także założenia i narzędzia etnografii wielostanowiskowej okazały się pomocne w obu projektach. Uczestnicy laboratorium starali się zrozumieć konteksty, w których „naturze” przypisywano funkcje produkcyjne i rekreacyjne, więzotwórcze i wychowawcze, estetyczne i polityczne. Zwracali uwagę na relacje kontroli, zależności, afektywnego przywiązania, identyfikowania się między ludźmi i aktorami więcej-niż-ludzkimi. Ważnym bohaterem stał się także czas w rozmaitych postaciach: nostalgii za złotym wiekiem, antycypowania katastrofy klimatycznej czy niewspółmierności rytmów przyrody i miasta, a także pszczoły/drzewa - i człowieka. Niespodziewanym odkryciem okazał się spory antropocentryzm praktyk skierowanych na aktorów więcej-niż-ludzkich: często od pszczół i drzew ważniejsi okazywali się inni ludzie lub instytucje miejskie.
Oba projekty sporo łączy, ale każdy z nich ma do opowiedzenia unikatową fascynującą historię. Zapraszamy do posłuchania o badaniach uczestników naszego labo i do wspólnego zastanowienia się nad tym, jak można wyniki tych badań interpretować.

Ogród Botaniczny UW

Ogród społeczny "Motyka i Słońce" na Jazdowie

Uczestnicy laboratorium przy Placu Inwalidów

Pożegnanie jesionów - Żoliborz

Wycinka drzew przy ul. Mickiewicza

Owocowe Sady Żoliborskie

Owocobranie

 

 

Tematy powstających prac licencjackich

Kamil Dąbrowski  "Zielony Żoliborz. Sąsiedzkość, aktywizm i relacje z drzewami w warszawskiej dzielnicy"

Juliusz Galiński  "Na dachach, nieużytkach i w ogrodach. Pszczelarskie światy i ich przekształcenia"

 

Impresje terenowe

 

JULIUSZ GALIŃSKI

Przechadzałem się leniwie między ulami we wsi Żywy na Mazurach obserwując przeżuwające krowy. W lipcowy wieczór, powietrze było rześkie i stanowiło wytchnienie po skwarze, który panował cały dzień.  Łąkowe kwiaty roztaczały słodki zapach w całej okolicy. Chciałem zobaczyć, jak wygląda pasieka Pani Łucji – właścicielki gospodarstwa agroturystycznego, której obiecałem pomóc z miodobraniem. Pani Łucja ze względu na chory kręgosłup nie była w stanie nosić ciężkich ramek wypełnionych miodem, potrzebowała do tego pomocnika. Ja z kolei chciałem mieć możliwość uczestniczyć w miodobraniu, by „przymierzyć” rolę pszczelarza, i porozmawiać z doświadczoną pszczelarką, która wyjechała z Warszawy na Mazury, by prowadzić gospodarstwo agroturystyczne.

Ule na łące, wieś Żywy

W okolicy pszczoły mogły korzystać z wielu różnorodnych gatunków łąkowych kwiatów, wśród których pasło się bydło. Dalej na horyzoncie widać było przekwitłą już plantację rzepaku, a na wschód ode mnie wznosił się ciemny las, z którego pszczoły późnym latem i wczesną jesienią pewnie pozyskiwały spadź. Gdy zbliżyłem się do ula uderzyła mnie ze wydobywająca się ze środka słodka woń. Przesuwając dłoń bliżej wylotka poczułem ciepło i wibracje; doświadczenie zaskakująco podobne do głaskania kota.
Próbowałem obserwować zachowanie pszczół, żeby oszacować ich nastrój. Wydały mi się wyjątkowo pobudzone jak na tę godzinę, ale nie znałem tej konkretnej rodziny i jej charakteru. Pod wylotkiem zaczęły zawiązywać małą brodę. Nastrój rojowy? Jest wieczór, a pszczoły najczęściej roją się około południa. Zastanawiałem się przez parę minut, czy warto podzielić się moją obserwacją z Panią Łucją, ale co by o mnie pomyślała, gdybym już pierwszego dnia ciągnął ją do zupełnie zwyczajnego ula kompletnie bez powodu? Postanowiłem, że wrócę do gospodarstwa przespać się i nie będę kłopotał pszczelarki. Na pożegnanie zostałem użądlony przez jedną z pszczół, którą musiałem nieumyślnie zaniepokoić. Bycie żądlonym to bardzo ambiwalentne uczucie – jest połączeniem lekkiego bólu cielesnego – pieczenia, i smutku związanego z tym, że pszczoła, która żądli, umiera.  Wielu z moich rozmówców opowiadało mi, że zimą tęsknią za ,,pszczelimi zastrzykami”. Dzięki tamtemu i kolejnym użądlenion jestem w stanie lepiej zrozumieć to uczucie i go podzielać. Można go odczytać jako przyjemność czerpaną z pszczelarskiej praktyki, a także jako najbardziej bezpośredni międzygatunkowy komunikat, który pszczoła wysłała człowiekowi w relacji ludzko-pszczelej. Po drodze do gospodarstwa zahaczyłem jeszcze o pomost przy jeziorze oraz rzuciłem okiem na zamieszkałe bocianie gniazdo.

Pszczoły w ulu

Zostałem ciepło przyjęty przez Panią Łucję. Poczęstowała mnie swoją nalewką na ziołach, miodem, syropem z mleczy i bardzo dobrym chlebem. Długo rozmawialiśmy o jej wyprowadzce z Warszawy do Żywych motywowanej ucieczką od miejskiej gonitwy. Kiedy opisywała swoje spotkania z żurawiami i czaplami w okolicznych lasach słyszałem w jej głosie autentyczną radość.
Następnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, bo w pasiece czekało na nas wiele pracy. Ku mojemu zaskoczeniu wokół słupka granicznego zebrało się dwóch sąsiadów – także pszczelarzy. Starali się złapać spory rój pszczół, który przysiadł na słupku szukając nowego domu. Pani Łucja pozwalała swoim sąsiadom na łapanie jej rojów, ponieważ sama nie była jeszcze biegła w tej praktyce. Żartowała sobie, że jej sąsiedzi w ogóle nie kupują pszczelich matek, a wszystkie odławiane z okolicy pochodzą z jej pasieki. Poczułem się winny, bo gdybym poprzedniego dnia wieczorem zaufał sobie i tej niewielkiej, jak mi się wydawało, wiedzy, którą już miałem o pszczołach i ich nastrojech, możliwe, że dałoby się zapobiec temu wyrojeniu. Teraz jednak było już za późno.

Pszczoły wyroiły się poza ul


W liczącej mniej niż 170 osób wsi Żywy znaczna część mieszkańców hoduje pszczoły na własny użytek, najczęściej nie więcej niż trzy, cztery ule, jest także kilku pszczelarzy przemysłowych z pasiekami liczącymi ponad setkę uli. O jednym z nich Pani Łucja lekceważąco opowiadała, że kupił 60 uli dla pieniędzy, bez posiadania koniecznej wiedzy. Pszczoły z Żywych korzystają zarówno z rolniczych monokultur, jak i z dzikiej przyrody oraz spadzi pochodzącej od żyjących w lasach mszyc. A ludzie, którzy się nimi zajmują, pochodzą z tej wsi, ale też z bardzo odległych wsi na południu Polski – a moja rozmówczyni była z Warszawy.
Wieś Żywy to zaledwie jeden z wielu pszczelarskich światów, ciągnących się od dachów warszawskich korporacji, przez nieużytki miejskie i podmiejskie wykorzystywane przez pszczelarskich partyzantów, aż po wielkie mobilne pasieki pszczelarzy wędrownych. Wszystkie te światy ulegają jednak drastycznym zmianom i przekształceniom wynikającym z antropogenicznych zmian środowiska i klimatu. Jak te zmiany odbijają się na relacji z człowieka z pszczoła? Czy polscy pszczelarze wierzą w „apikalipsę”? Kto ich zdaniem jest winny za koniec pszczelarskiej złotej ery?
Im głębiej wchodziłem w pszczelarskie środowiska, tym więcej frapowało mnie pytań i tym odleglejszy stawał się zapamiętany z dzieciństwa naiwny obraz pszczelarskiej praktyki, który powstał podczas obserwowania mojej babci wymieniającej ramki, malującej ule i wirującej miód.

Pszczelarz z Nysy oprowadza Juliusza po swojej pasiece